Forum Obywatelskiego Rozwoju

2024-07-01

Ograniczanie wolności jest w Polsce dopuszczalne jedynie wtedy, gdy jest to konieczne
w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób. Ciężar udowodnienia, że kryteria te są spełnione spoczywa zawsze na tym, kto chce wolność ograniczyć. W przypadku nocnego zakazu sprzedaży alkoholu trudno o przekonujące dowody uzasadniające jego wprowadzenie.

Zakaz nocnej sprzedaży alkoholu jest regulacją zauważalnie ograniczającą wolność wyboru konsumentów oraz niosącą za sobą konsekwencje zarówno społeczne, jak i gospodarcze.
Powinien być on więc ostatecznością, której przyjęcie rozważyć należy tylko wtedy, gdy inne i mniej dotkliwe metody rozwiązania konkretnych problemów okażą się nieskuteczne. Jednak proponujący wprowadzenie zakazu nie udowadniają nawet istnienia, a tym bardziej powagi, problemu, który miasto miałoby rozwiązać wprowadzając zakazu nocnej sprzedaży alkoholu.

Wedle niektórych zakaz ten miałby ograniczyć „burdy, hałas, brud”[1] – a w rezultacie poprawić bezpieczeństwo czy porządek publiczny. Żeby móc uzasadniać tak daleko idącą restrykcję, należałoby więc udowodnić, że w Warszawie faktycznie istnieje większy niż w podobnej wielkości miastach problem z brakiem bezpieczeństwa na ulicach, hałasem czy zanieczyszczeniem, oraz że jest to spowodowane nocną sprzedażą alkoholu.

Warszawa, podobnie jak inne polskie miasta, zaliczana jest do jednych z najbezpieczniejszych w Europie. Według rankingu publikowanego przez Numbeo, stolica Polski należy do najbezpieczniejszych europejskich stolic, a także jest trzecim najbezpieczniejszym miastem spośród ponadmilionowych metropolii w Unii Europejskiej, państw EFTA oraz Wielkiej Brytanii.

Podobne wyniki pokazuje ranking przygotowany przez Travel Safe – Abroad[2], w którym Warszawa jest czwartą najbezpieczniejszą stolicą w Unii Europejskiej i jest w czołówce najbezpieczniejszych wielkich europejskich metropolii. Również według badań publikowanych przez Komisję Europejską, Warszawa należy do europejskiej czołówki, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na ulicach w nocy (77% badanych czuło się bezpiecznie). To wyniki znacznie lepsze niż w większości zachodnich miast[3].

Wykres 1: Safety Index Numbeo dla ponadmilionowych miast w Unii Europejskiej, państwach EFTA oraz Wielkiej Brytanii

Źrodło: Opracowanie własne FOR na podstawie danych Numbeo.com

Z tego samego badania płyną podobne wnioski, jeśli chodzi o zadowolenie z czystości ulic. Warszawa – podobnie jak inne badane polskie miasta – znajdowała się pod tym względem powyżej średniej. Należy do pierwszej dziesiątki najczystszych europejskich stolic.

Nie wydaje się więc, by faktycznie w polskiej stolicy istniał poważny problem z bezpieczeństwem czy czystością, wynikający ze spożywania alkoholu, a proponowany środek, w postaci zakazu nocnej sprzedaży alkoholu, miał być jego adekwatnym rozwiązaniem.

Wskazywanie nocnej sprzedaży alkoholu jako istotnego źródła hałasu stoi w sprzeczności z ustaleniami międzynarodowych organizacji. Nie uznają go za takie ani WHO[4], ani Europejska Agencja Środowiskowa (EEA). Sklepy nocne nie są wskazywane jako istotne źródło tego problemu, a zgodnie z danymi EEA problemem, jeśli chodzi o poziom hałasu w Warszawie, jest przede wszystkim hałas emitowany przez samoloty[5].

W przeciwieństwie do hałasu pochodzącego z ruchu drogowego, kolejowego czy lotniczego, ten mogący ewentualnie generować spożywający alkohol ma co do zasady ma charakter incydentalny, a nie stały. Nawet gdyby przybierał bardziej kłopotliwe formy, istnieje rozwiązanie o wiele bardziej proporcjonalne, jakim jest skierowanie dodatkowych patroli straży miejskiej w odpowiednie części miasta.

Wykres 2: Safety Index Travel Safe – Abroad dla stolic państw Unii Europejskiej oraz Wielkiej Brytanii[6]

Źródło: Dane Travelsafe-abroad.com

Znaczącym problemem w naszym kraju nie jest również ilość spożywanego alkoholu. Według Banku Światowego spożycie alkoholu w Polsce per capita było w 2019 roku nieznacznie powyżej unijnej średniej (dziewiąte miejsce wśród państw UE). Więcej piło się w Rumunii, Czechach, Łotwie, Niemczech, Austrii, Bułgarii, Litwie i Irlandii[7]. Z kolei, zgodnie z badaniami Eurostatu, pod względem częstotliwości upijania się, raz w miesiącu lub częściej duże ilości alkoholu spożywało niecałe 17% Polaków przy unijnej średniej na poziomie 18,6%. Jeśli zaś chodzi o spożywanie dużych ilości alkoholu co najmniej raz w tygodniu, Polska wypada jeszcze lepiej – 1,1% przy unijnej średniej 3,7%. W Rumunii i Luksemburgu jest to powyżej 10%.

Nie jest więc również prawdą, że Polska znacząco wybija się na tle Europy pod względem spożywania alkoholu, co mogłoby w jakiś sposób uzasadniać proponowane regulacje. Nie ma też żadnych danych, które pokazywałyby, że akurat mieszkańcy stolicy spożywają znacząco więcej alkoholu od reszty populacji Polski.

Wykres 3: Spożycie dużych ilości alkoholu w państwach Unii Europejskiej (raz w tygodniu lub częściej oraz raz w miesiącu)

Źródło: Opracowanie własne FOR na podstawie danych Eurostatu

Argument za ograniczeniem sprzedaży ma być także zdrowotny. Potencjalnie może być nim spadek przyjęć na szpitalne oddziały ratunkowe w godzinach nocnych[8]. Pomijając już indywidualne prawo każdej osoby do niekorzystnego dysponowania swoim zdrowiem[9], nie ma przekonujących dowodów, by skala zjawiska była faktycznym problemem, i by proponowana regulacja była skutecznym i najmniej dotkliwym rozwiązaniem problemu. Na marginalny wpływ proponowanej restrykcji na zdrowie i liczbę nocnych przyjęć wskazywało w swoim stanowisku Warsaw Enterprise Institute[10], zauważając, jak niewielkie zmiany przyniosła podobna regulacja na podstawie analizy często przywoływanego w badania dotyczącego Badenii-Wirtembergii.

Często przywoływane są także efekty nocnej prohibicji z Krakowa[11]. Nie da się jednak wiarygodnie ocenić skutków wprowadzonego zakazu, gdyż dostępne dane są wciąż cząstkowe, w zasadzie należałoby czekać na dane za obecny rok, będący pierwszym pełnym rokiem obowiązywania restrykcji.

W dodatku straż miejska w Krakowie przyznaje, że za spadek zgłoszeń odpowiadało głównie zmniejszenie liczby przypadków spożywania alkoholu w miejscu publicznym[12]. Zakaz wpłynął więc głównie na to, że ludzie nie piją alkoholu np. w parkach, a nie na zmniejszenie częstotliwości zakłócania porządku czy śmiecenia.

Jednocześnie urzędnicy miejscy przyznają, że sklepy nie odnotowały wcale spadku sprzedaży alkoholu. Oznaczałoby to, że zakaz nie ograniczył w żaden sposób konsumpcji alkoholu, więc nie może wpływać na bezpieczeństwo, zdrowie czy czystość, ponieważ mieszkańcy Krakowa wciąż piją tyle, ile wcześniej[13].

Zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych uderza w dużą część społeczeństwa i jest w interesie kilku grup. Z pewnością ucierpią na nim konsumenci, których wolność wyboru zostanie ograniczona. W szczególności tyczy się to osób mniej zamożnych, których nie stać na spożywanie alkoholu w barach czy restauracjach. Straty odczują też przedsiębiorcy prowadzący sklepy z nocną sprzedażą alkoholu. W zeszłym roku w Warszawie działało 380 całodobowych sklepów z alkoholem[14]. Taki zakaz jest za to z pewnością w interesie restauratorów i prowadzących bary, do których przeniesie się część nocnego popytu na alkohol.

Uważamy więc proponowany zakaz za nieproporcjonalnie ingerujący w wolność jednostki. Zwolennicy regulacji proponują najbardziej dotkliwy sposób rozwiązania problemu, którego istnienia w żaden sposób nie udowadniają. Nie ma też wiarygodnych danych, że taki zakaz może przynieść realne i dostatecznie pozytywne skutki.


Treść stanowiska znajduje się w pliku do pobrania poniżej.

Kontakt do autorów:
Gabriel Hawryluk, analityk ekonomiczny FOR
[email protected]
Piotr Oliński, analityk prawny FOR
[email protected]