Nie istnieje żaden przykład kraju czy regionu w Unii Europejskiej, który dołączył do grona najbogatszych tylko dzięki wykorzystaniu funduszy unijnych. Znaczenie polityki spójności dla długookresowego rozwoju jest znacznie mniejsze, niż wynikałoby z wypowiedzi polskich polityków i brukselskich urzędników. Sama kwota 500 mld zł w nowej perspektywie UE na lata 2014–2020 może robić wrażenie, ale w relacji do łącznego PKB Polski w tej „siedmiolatce” stanowi tylko ok. 4% Wielokrotnie większe znaczenie dla gospodarki mają inwestycje przedsiębiorstw, które w perspektywie 7 lat wyniosą ponad 1900 mld zł, mimo że stopa inwestycji w Polsce jest jedną z najniższych w regionie.
Polska gospodarka posiada wciąż znaczne rezerwy, które mogą być źródłem poprawy dobrobytu milionów osób. W raporcie FOR (2015) „Następne 25 lat: Jakie reformy musimy przeprowadzić by dogonić Zachód” zdiagnozowano najważniejsze rezerwy, które bez reformatorskiego wysiłku pozostaną tylko zbiorem polskich niewykorzystanych szans. Są to:
- dużo niższy odsetek pracujących niż w krajach takich jak Niemcy czy Szwecja;
- wciąż wysoki odsetek pracujących w rolnictwie, które charakteryzuje się bardzo niską wydajnością;
- największa spośród krajów UE rola firm państwowych w gospodarce;
-
wysoki odsetek mikroprzedsiębiorstw, których wydajność odstaje od wydajności pozostałych firm bardziej niż
w którymkolwiek kraju UE i które niewiele inwestują; - wyraźnie niższy udział inwestycji w PKB niż w krajach regionu oraz tych, które startując z dochodu na mieszkańca podobnego do tego, który ma Polska, zdołały dołączyć do państw najzamożniejszych.
W ostatnich latach politycy praktycznie wszystkich opcji przekonywali, że wydatki z funduszy UE są panaceum na wszelkie problemy gospodarcze i głównym motorem rozwoju Polski. W efekcie wokół polityki spójności narosło wiele mitów, na czele z tym, że jest to główna korzyść z członkostwa w UE (a nie jednolity rynek ze swobodą przepływu osób, kapitału, dóbr i usług).
Powyższa teza silnie kontrastuje z doświadczeniami innych państw-beneficjentów oraz wynikami badań empirycznych. Ten dysonans może mieć przynajmniej 2 przyczyny. Po pierwsze, politykom łatwiej jest chwalić się wynegocjowanymi kwotami wsparcia z UE oraz uruchamiać programy operacyjne, niż szukać poparcia społecznego dla reform. Po drugie, w Polsce brakuje rzetelnych i obiektywnych opracowań dotyczących efektywności funduszy UE. Większość autorów ogranicza się do cytowania wyników symulacji zleconych przez Komisję Europejską lub polski rząd, które stoją w sprzeczności z szeregiem innych badań i rzeczywistymi procesami ekonomicznymi, jakie miały miejsce np. w Portugalii czy Grecji.