Forum Obywatelskiego Rozwoju

2017-02-16

Eksperci Centrum für Europäische Politik zbadali projekt nowelizacji unijnej dyrektywy o efektywności energetycznej. Ich opinia jest jednoznacznie negatywna: „Im większy jest poziom celu efektywności energetycznej, tym większe staje się ryzyko nieudolnych, centralnie planowanych przez państwo oszczędności energii, które są dokonywane dla realizacji samego celu” – zauważają autorzy. Według think-tanku wprowadzenie w Unii Europejskiej obowiązku zmniejszenia zużycia energii o 30 proc. do 2030 roku (w porównaniu z rokiem 2007) nie tylko nie zwiększy dynamiki wzrostu gospodarczego, ale także wcale nie pomoże w przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym.

Przedstawiony przez Komisję Europejską w listopadzie 2016 r. projekt zakłada bardzo duże zmiany w unijnej polityce dotyczącej efektywności energetycznej. Przede wszystkim ogólnounijny, niewiążący cel w postaci osiągnięcia 20-proc. oszczędności energii do 2020 r. (w porównaniu z 2007 r.) zostanie zastąpiony przez cel wiążący na poziomie 30 proc. do 2030 r. O dziesięć lat, czyli również do roku 2030, będzie także przedłużony obowiązek państw członkowskich, aby obniżać zużycie energii o 1,5 proc. rocznie. Pomysłowi towarzyszy kilka pomniejszych elementów, takich jak możliwość odliczania przez państwa zużycia energii odnawialnej przy obliczaniu wspomnianego poziomu zużycia energii (aby zaraportować oszczędność) czy obowiązek brania pod uwagę w polityce energetycznej sytuacji gospodarstw domowych dotkniętych ubóstwem energetycznym. Dodatkowo, co roku renowację będzie musiało przechodzić 3 proc. budynków należących do centralnej administracji rządowej, co ma zmniejszyć energochłonność tych budynków.

Autorzy analizy CEP, Martin Menner i Götz Reichert, wskazują przede wszystkim na to, że wyżej wymienione zmiany nie są dobrym rozwiązaniem w walce ze zmianami klimatu, która jest głównym celem wprowadzenia dyrektywy. Rozwiązania takie muszą być dobrze ukierunkowane – np. na energochłonne sektory gospodarki – zamiast mieć charakter ogólny, czyli np. dotyczący wszystkich budynków w kraju i różnych form korzystania z energii. Jak piszą analitycy, „Proponowane przez Komisję podwójne wzmocnienie celu redukcji zużycia energii na 2030 rok z niewiążących 27 proc. do wiążących 30 proc. musi być odrzucone, ponieważ w przeciwieństwie do handlu pozwoleniami na emisję CO2 [tzw. system ETS], nie tworzy ono ukierunkowanego i efektywnego kosztowo sposobu na osiągnięcie prawdziwych celów związanych ze środowiskiem i energią – ochrony klimatu i bezpieczeństwa dostaw energii. Im większy jest poziom celu efektywności energetycznej, tym większe staje się ryzyko nieudolnych, centralnie planowanych przez państwo oszczędności energii, które są dokonywane dla realizacji samego celu. (…) W konsekwencji błędne są planowane wymogi dla państw członkowskich – szczególnie kontynuacja obowiązku corocznego zmniejszania zużycia energii o 1,5 proc. wśród użytkowników końcowych” – przekonują eksperci Centrum für Europäische Politik. Ich zdaniem lepszym sposobem byłoby rozszerzenie systemu handlu pozwoleniami na emisję CO2 na kolejne sektory, zaś wobec osób prywatnych polityka UE w zakresie efektywności energetycznej powinna polegać jedynie na roli informacyjnej. Przykładowo, jak zaznaczają autorzy analizy, UE może wymagać, aby na opakowaniach znajdowały się informacje dotyczące energochłonności produktów.

Na domiar złego, projekt dyrektywy zawiera poważne błędy prawne. Po pierwsze, łamie on zasadę pewności prawnej (legal certainty) – obowiązek corocznego redukowania zużycia energii przez państwa członkowskie o 1,5 proc. jest wprowadzany „na czas nieokreślony, póki Komisja Europejska nie uzna, że nie jest to już konieczne”. Nie ma żadnych bliższych kryteriów niż bardzo odległy rok 2050, mimo że cel redukcji o 30 proc. przez całą UE dotyczy roku 2030. Po drugie, nakładanie na państwa członkowskie obowiązku dokonywania co roku renowacji 3 proc. budynków rządowych jest sprzeczne z zasadą subsydiarności – renowacje budynków administracji publicznej nie są problemem transgranicznym i dlatego powinny należeć wyłącznie do decyzji państw członkowskich. W kontekście zapewnień Brukseli o korzystnym wpływie planowanej dyrektywy na gospodarkę, w tym o powstaniu 400 tys. nowych miejsc pracy do 2030 r., autorzy analizy zauważają, że „zostały także dokonane [przez UE] dodatkowe szacunki, bazujące na danych z pracochłonnego sektora budownictwa. Dane te zostały ekstrapolowane na wszystkie [planowane w dyrektywie] energooszczędne rozwiązania we wszystkich sektorach uczestniczących w szacunkach. Na tej podstawie można stwierdzić, że nie są możliwe żadne istotne zapewnienia w odniesieniu do wpływu dyrektywy na zatrudnienie” – piszą eksperci. Przypominają również, że „w scenariuszu, w którym gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa nie mają możliwości zadłużenia się, występuje negatywny wpływ dyrektywy na zatrudnienie”. To dobra ilustracja sposobu, na jaki dyrektywa może zjeść samą siebie: efekt jej negatywnego wpływu na zatrudnienie może być osiągnięty właśnie w wyniku promowanego przez dyrektywę rządowego „centralnego planowania”, które, zwiększając deficyt i dług publiczny, utrudni dostęp do finansowania dla instytucji prywatnych.

Komentarz Anny Czepiel, analityka FOR:

Regulacje dotyczące tzw. efektywności energetycznej są takim wymiarem unijnej polityki klimatycznej, który chyba najbardziej wpływa na codzienne życie obywatela Unii Europejskiej. Wspólnotowy cel redukowania zużycia energii znajduje odzwierciedlenie w konkretnych decyzjach gospodarczych podejmowanych przez państwo; podobny wpływ na codzienne życie ma istniejący w UE już od 2010 r. obowiązek przeprowadzania renowacji budynków, aby stały się bardziej energooszczędne (tzw. dyrektywa w sprawie charakterystyki energetycznej budynków). Najświeższy projekt nowelizacji dyrektywy o efektywności energetycznej jeszcze bardziej bezkompromisowo realizuje założenie władz UE, że efektywność energetyczna jest celem nadrzędnym, dla którego można poświęcić inne cele, takie jak indywidualny dobrobyt czy brak nadmiernej ingerencji państwa w gospodarkę. Tę bezkompromisowość widać już na samym początku projektu dyrektywy: „Zasada «efektywność energetyczna przede wszystkim» jest kluczowym elementem unii energetycznej i właśnie tę zasadę wprowadza w praktyce niniejszy wniosek. Najtańsza, najczystsza i najbezpieczniejsza jest energia, której się w ogóle nie używa”. Gdyby przyjąć takie motto, rozwój ekonomiczny, a nawet zwykłe codzienne życie, byłyby całkowicie niemożliwe. I rzeczywiście, projekt zawiera konkretne pomysły, które mogą utrudniać życie codzienne oraz działalność gospodarczą. Po pierwsze, proponowana dyrektywa zwiększa państwowy interwencjonizm w gospodarkę: tym razem ogólnounijny cel w zakresie efektywności energetycznej będzie obowiązkowy, a nie dobrowolny, więc poszczególne państwa będą musiały mocniej zadbać o to, aby realizować krajowy cel corocznego obniżania zużycia energii o 1,5 proc. Mogą to uczynić poprzez zniechęcające do korzystania z energii nowe podatki czy regulacje ekologiczne dotyczące przedsiębiorstw i osób prywatnych (szczęściem w nieszczęściu jest tutaj wymóg Unii, aby energooszczędnościowa polityka państw nie pogarszała sytuacji osób dotkniętych ubóstwem energetycznym). Z kolei obowiązek przeprowadzania renowacji 3 proc. rządowych budynków może zaś prowadzić do przeprowadzania kosztownych remontów, które wcale nie były pilne – czyli do marnotrawstwa pieniędzy. Po drugie, zapisy dyrektywy, w przypadku jej przyjęcia, wpłyną na indywidualne życie mieszkańca UE, choćby dlatego, że – jak czytamy w artykule 9. – „w budynkach wielomieszkaniowych i wielofunkcyjnych z własnym źródłem centralnego ogrzewania lub chłodzenia lub zaopatrywanych z sieci ciepłowniczej lub chłodniczej instaluje się indywidualne liczniki do pomiaru zużycia energii cieplnej lub chłodniczej lub ciepłej wody użytkowej dla każdego modułu budynku”. Zgodnie z dyrektywą każdy w swoim mieszkaniu będzie więc musiał zainstalować licznik zużycia energii i wydać na to pieniądze. Ale ten fragment dyrektywy niesie również ryzyko zniekształceń gospodarki przez odgórne regulacje państwowe i unijne: być może przedsiębiorstwa na skutek obostrzeń inspirowanych dyrektywą nie będą mogły w pełni rozwinąć swojej oferty produktów i usług, ale za to zarobią firmy produkujące liczniki zużycia energii…