W dość powszechnej opinii Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę w 2015 roku dzięki swoim obietnicom socjalnym, które po wyborach realizowało. W związku z tym większość partii opozycyjnych nie sprzeciwia się kolejnym świadczeniom i innym wydatkom, a nawet proponuje własne.
Tą drogą od pewnego czasu idzie też Platforma Obywatelska, która od kilku miesięcy postuluje 20-procentową podwyżkę wynagrodzeń w sektorze publicznym czy zamrożenie rat kredytów hipotecznych. W piątek 27 maja – dzień po tym, jak zagłosowali w Sejmie za tzw. czternastką – politycy PO przedstawili zebrane postulaty podczas kongresu programowego. Każdemu z postulatów towarzyszyła nagrana wypowiedź zwykłego człowieka opowiadającego o swojej dramatycznej sytuacji, której ulżyć miałyby propozycje PO.
Podstawowy problem tkwi w tym, że Polacy opowiadający na nagraniach o swoich problemach wcale nie muszą być reprezentatywni dla grup, do których swoje propozycje kieruje PO. Być może państwo powinno bardziej wspierać osoby takie jak na nagraniach z kongresu PO, ale nie oznacza to, że „zrzucanie pieniędzy z helikoptera” – proponowanie pomocy dla szerokich grup – znajduje jakiekolwiek uzasadnienie.
Weźmy postulat zamrożenia rat kredytu na poziomie z grudnia 2021 roku. Posłanka Marta Golbik, przedstawiając uzasadnienie dla tego pomysłu, posiłkowała się historią pani Agnieszki, matki samodzielnie wychowującej chorego na anoreksję syna. Ojciec dziecka od 10 lat uchyla się od płacenia alimentów. Sytuacja pani Agnieszki w ostatnim czasie dramatycznie się pogorszyła z powodu wzrostu rat kredytu. Czy nad historią pani Agnieszki należy się pochylić? Na pewno. Ale w pierwszej kolejności trzeba zauważyć, że być może jej sytuacja materialna byłaby o wiele lepsza, gdyby otrzymywała alimenty. Niepłacenie alimentów na dziecko jest zachowaniem skandalicznym, a przy tym w Polsce dość powszechnym – w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor na koniec 2021 roku figurowało prawie ćwierć miliona dłużników alimentacyjnych, średni dług wyniósł prawie 41 tys. zł, a rekordziści mają zaległości przekraczające 0,5 mln zł .
Ale PO dla pani Agnieszki nie proponuje rozwiązań zwiększających ściągalność zaległości alimentacyjnych. Proponuje zamrożenie rat kredytu. Banki, czyli m.in. przyszli emeryci , mają ponieść koszt tego, że ojciec dziecka nie wywiązuje się ze swoich obowiązków alimentacyjnych, a organy państwa nie są w stanie ściągnąć z niego długu. Z opowieści pani Agnieszki dowiadujemy się też, że spłaca ona kredyt od 10 lat. Oznacza to, że, jeśli do tej pory normalnie spłacała kredyt, teraz jej rata wraca mniej więcej do poziomu z chwili jego zaciągnięcia – nominalnie, bo realnie wciąż jest sporo niższa. Gdyby Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się kolejne obniżki stóp od 2012 roku, pani Agnieszka miałaby już wcześniej problem, by związać koniec z końcem, a PO nie miałaby pomysłu, jak jej pomóc.
Pani Agnieszka może liczyć na to, że PO pochyli się nad jej problemami, tylko dlatego, że wcześniej przez wiele lat była ona beneficjentką obniżek stóp procentowych – w jej przypadku wzrost raty jest bowiem drastyczny tylko w porównaniu z rekordowo niskim poziomem, do jakiego obniżyła się rata w 2020 roku.
Takich kredytobiorców hipotecznych, którzy przez długi czas płacili raty niższe niż na początku, korzystając na kolejnych obniżkach stóp procentowych, jest więcej. W zdecydowanej większości przypadków ci, którzy byli w stanie płacić ratę w 2012 roku (kiedy swój kredyt zaciągała pani Agnieszka), tym bardziej są w stanie płacić ją teraz. W czasie pandemicznych obniżek stóp zawarto zaledwie 17% wszystkich czynnych umów złotowego kredytu hipotecznego. To głównie w tej grupie znajdują się kredytobiorcy, którzy mogą mieć teraz problem z obsługą rat. Ale czy z tego powodu należy zamrażać raty wszystkim?
Co więcej, żeby otrzymać wysoki kredyt (czyli taki, jaki zwykle zaciąga się na zakup nieruchomości), trzeba mieć wysoką zdolność kredytową. A żeby mieć wysoką zdolność kredytową, trzeba mieć wysokie dochody: w sześciu najniższych decylowych grupach dochodowych kredyt hipotecznych ma po kilka procent gospodarstw domowych, a w najwyższej grupie – ponad 30% .
Wbrew temu, co sugerowała posłanka Golbik, większości kredytobiorców hipotecznych wcale nie grozi to, że „stracą dach nad głową”. A dla tych kredytobiorców, którzy znajdują się teraz w trudnym położeniu, istnieją już odpowiednie instrumenty pomocowe jak Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Można by jedynie zastanowić się nad zmianą niektórych warunków przyznawania pomocy z Funduszy. Jednak fakt, że w grupie ponad dwóch milionów kredytobiorców znaleźć można osoby, które faktycznie znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, nie oznacza, że pomoc należy się każdemu, kto w ciągu ostatnich kilkunastu lat zaciągnął kredyt.
To samo można powiedzieć o przedstawionej przez posłankę Joannę Frydrych propozycji 20-procentowej podwyżki wynagrodzeń w sektorze publicznym. Nawet jeśli przez sektor publiczny rozumieć tylko sektor instytucji rządowych i samorządowych (general government), do którego nie zalicza się państwowych spółek, to suma wydatków na wynagrodzenia wyniosła w Polsce w 2021 roku ponad 276 mld zł. Ta kwota odpowiada 10,5% PKB – jest to wynik na poziomie unijnej średniej. Być może niektórzy pracownicy sektora publicznego powinni otrzymać podwyżki, co wymagałoby jednak zbadania, ale nie oznacza to, że należy wydać kilkadziesiąt miliardów złotych, by wszystkim podnieść wynagrodzenia o 20% – tym bardziej, że w sektorze publicznym, jak wynika z danych GUS, zarobki są wyższe niż w sektorze prywatnym.
Co więcej, posłanka Frydrych zapowiedziała, że podwyżki dla sektora publicznego miałyby zostać sfinansowane ze „specjalnego funduszu wynagrodzeń”. Tutaj trzeba zadać pytanie: po co kolejny fundusz? Przecież obciążenie dla finansów publicznych nie stanie się mniejsze, jeśli wydatki będą wypłacane za pośrednictwem funduszu, a do tego mnożenie funduszy tylko zaciemnia obraz finansów publicznych.
Za rządów PiS nowe fundusze wyrastają jak grzyby po deszczu. Jest ich już kilkadziesiąt. Być może to właśnie z tego powodu politycy PO nie zauważyli, że zaproponowany przez nich podczas kongresu fundusz transportu lokalnego już istnieje, tyle że pod inną nazwą – jako Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych . Bo jak inaczej wytłumaczyć pomysł dublowania zadań istniejącego już funduszu przez powołanie nowego? Nie może przecież chodzić o zapowiedziane nowe wydatki w kwocie 3 mld zł, bo tę można przekazać funduszowi, który już istnieje.
PO postanowiła nie przedstawiać pomysłów na reformy, które zapewniłyby polskiej gospodarce szybki wzrost w kolejnych latach. Zamiast tego bierze udział w festiwalu nieprzemyślanych obietnic, proponując dwa wielkie programy „zrzucania pieniędzy z helikoptera” – pomocy dla kredytobiorców i podwyżek wynagrodzeń w sektorze publicznym – dorzucając do tego pomysł powołania nowych funduszy. Jednocześnie nie sprzeciwia się populistycznym pomysłom wydatkowym będącego u władzy PiS-u. Populistyczne pomysły nigdy nie mają dobrego uzasadnienia. Tym bardziej należy uznać je za szkodliwe i nieuzasadnione w warunkach kilkunastoprocentowej inflacji, gdy podwyżkom stóp procentowych powinna towarzyszyć wstrzemięźliwość fiskalna.
Kontakt do autora:
Marcin Zieliński, ekonomista FOR
[email protected]