Cofnijmy się myślą do początku 1989 roku: mało kto przypuszczał, że za 10 miesięcy Polska rozpocznie wolnościowe przemiany, o których wcześniej mogliśmy tylko marzyć. Ja się tego nie spodziewałem. We wrześniu ‘89 roku niewielu ludzi na świecie i – chyba również – w Polsce, oczekiwało, że III RP okaże się krajem wielkiego gospodarczego sukcesu, że uda nam się po ponad 100 latach zacząć wreszcie doganiać Zachód – i to szybciej niż jakikolwiek kraj naszego regionu. Mówię o tym, bo nie możemy pozwolić na zakłamywanie dla partyjnych celów osiągnięć III Rzeczpospolitej. Dobre rzeczy – również w sprawach ustrojowych – nie obronią się same. Dobre konstytucje, takie, które zawierają podstawowe wolności, muszą być bronione przez zwolenników wolności.
W XIX wieku modne były pseudonaukowe doktryny na czele z marksizmem, które miały determinować bieg i zakręty historii. Tymczasem nie wszystko, co się zdarzyło, musiało się zdarzyć. Dla przykładu: I wojna światowa wybuchła, choć nie musiała wybuchnąć. Bolszewicy nie musieli wygrać w Rosji, ale wygrali. Oznacza to, że za złymi zwrotami historii, które zawsze oznaczają masowe ludzkie nieszczęścia, kryją się okoliczności, które nie zawsze musiały się zdarzyć albo takie, które sprzyjają złu. Najgorzej jest wtedy, gdy źli ludzie mają fart. Te złe zwroty czasami wynikają z tego, że ich przeciwnicy są zbyt powolni lub nie są dostatecznie zorganizowani i profesjonalni. Gdy dostrzega się niebezpieczeństwo, o którym wiemy, że może narastać, to jedyną dobrą odpowiedzią jest jeszcze szybciej narastający opór.
W historii zdarza się, że do władzy dochodzą – niekiedy po wolnych wyborach – ludzie bez moralnych zahamowani. Ale oni ustępują przed obywatelską presją, jeżeli tylko jest wystarczająco silna, a jeśli nie ustępują, to zwykle dlatego, że presja jest zbyt słaba.
*
Wiele mówi się o liberalnej demokracji, która, jak słyszymy, jest pod atakiem. Ale co to za ustrój? Nie jest to błahe pytanie, bo wśród obrońców liberalnej demokracji spotykamy również takich, dla których słowo „liberalizm” albo „neoliberalizm” są wyzwiskiem. Czym wobec tego jest liberalna demokracja? Myślę, że rzut oka na intelektualną i polityczną historię Zachodu ostatnich dwustu lat daje nam odpowiedź. Otóż liberalna demokracja, historycznie rzecz biorąc, jest połączeniem trzech składników: klasycznego liberalizmu, demokracji i powszechnego prawa wyborczego.
Pierwszym, i to fundamentalnie ważnym składnikiem klasycznego liberalizmu, jest ograniczenie władzy politycznej tam, gdzie jej rozrost jest szczególnie niebezpieczny dla ludzi: w stanowieniu i egzekwowaniu prawa. To ograniczenie nazywamy rządami prawa. Rządy prawa istnieją wtedy, kiedy konstytucja zawierająca wolnościowe uprawnienia ludzi jest przez nich skutecznie broniona. I gdy egzekwowanie prawa jest powierzone organom (policji, prokuraturze, sądom), które są niezależne od władzy politycznej (i niezależne od jakichkolwiek prywatnych interesów). Sprawiedliwość to bezstronność. Partyjność jest zaprzeczeniem sprawiedliwości.
Pragnę zwrócić uwagę na ogromne znaczenie silnego i rozumnego ograniczenia władzy politycznej. Największe nieszczęścia, gorsze niż katastrofy naturalne, były wyrządzane przez nieograniczoną władzę polityczną, czyli despotów. Obejmowały one ludobójstwo – np. za czasów Stalina w ZSRR czy Mao w Chinach. Największe załamania gospodarki (czyli kryzysy) wynikały z absurdalnych decyzji despotów. Te załamania często przypisuje się rynkowi, pomijając fakt, że największe załamania gospodarki miały miejsce w gospodarce nierynkowej, na skutek absurdalnej polityki dyktatorów, jak np. w Chinach za maoizmu. A w ustrojach uznawanych za rynkowe kryzysy zwykle wybuchają, gdy rynki są deformowane przez decyzje oportunistycznych lub populistycznych polityków. Największym ustrojowym zadaniem jest silne, rozumne ograniczenie władzy politycznej. Bez tego nie ma elementarnej wolności.
Drugim składnikiem klasycznego liberalizmu, który został wniesiony do liberalnej demokracji, są wolne media i inne wolności obywatelskie. Bismarckowskie Niemcy nie były wzorcem z klasycznym z ustrojem liberalnym, ale w tych Niemczech antykapitalistyczna partia SPD była legalna i miała milion członków.
Trzecim składnikiem, jaki klasyczny liberalizm wniósł do liberalnej demokracji, jest własność prywatna, nieograniczona przez feudalne lub monarchistyczne restrykcje – czyli wolny rynek,.
Wielu klasycznych liberałów, na czele z Johnem Stuartem Millem, obawiało się, że jeśli prawo wyborcze trafi do mas, to poprzez kartkę wyborczą zostanie zlikwidowany rynek i kapitalizm, Szczęśliwie to się nie stało i na Zachodzie kapitalizm został połączony z masową demokracją. A gdzie się stało? Gdzie zlikwidowano wszystkie zalążki klasycznego liberalizmu? W Rosji. I nie przez kartkę wyborczą, tylko przez bezprzykładny terror. Ten terror okazał się niestety skuteczny. A jego skutki utrzymały się przez ponad 70 lat i pośrednio dotknęły Polskę.
*
Chciałem zwrócić uwagę, że między wymienionymi czterema składnikami liberalnej demokracji istnieją niezwykle ważne, a mało znane zależności. Zacznę od wolności gospodarczej. Rozpiętość tego ustrojowego czynnika może ilustrować skala, gdzie na jednym krańcu jest Korea Północna, a na drugim Korea Południowa, czy – jeszcze lepiej – Irlandia. Socjalizm, czyli zastąpienie własności prywatnej monopolem państwowym, a rynku nakazami i przydziałami, pokazał, co to znaczy wyeliminować własność prywatną i wolny rynek.
Po pierwsze, każdy kraj bez wolności gospodarczej, jest skazany na zacofanie w stosunku do innych, które miały ustrój rynkowy. Od tego nie ma żadnego wyjątku. A im większy zamach na wolność gospodarczą, tym gorsze są na dłuższą metę jego rezultaty.
Po drugie, co się wiąże z pierwszym – socjalizm pozbawia szans, w jakimś sensie dyskryminuje ludzi o talentach przedsiębiorczych i predyspozycjach przedsiębiorczych. Przedsiębiorcy są rodzajami twórców. Oni tworzą innowacje, bez których nie ma rozwoju.
Po trzecie, zniesienie własności prywatnej i rynku skrajnie ogranicza organizacje społeczeństwa obywatelskiego – i to z prostego powodu: istnieje tylko jeden sponsor. To nawet widzimy przy mniej rozrośniętym sektorze państwowym.
I wreszcie, po czwarte, bez prywatnej własności i rynku nie ma demokracji. A dlaczego nie ma? Dlatego, że jeżeli się ją zniesie, czyli wprowadzi socjalizm, to gospodarka może tylko źle funkcjonować. I jak wtedy ludzi utrzymać w posłuszeństwie? Socjalistyczni władcy próbują z ludzi zrobić socjalistów, czyli zainstalować w ich głowach socjalistyczną mentalność. Ale, jak na razie, mimo wielu prób nikomu się to nie udało na wystarczającą skalę. Aby utrzymać socjalizm, trzeba więc ludzi zastraszyć. Dlatego najważniejszą organizacją w tym ustroju była policja polityczna: KGB, SB, Securitate itd. Wyeliminowanie własności prywatnej i rynku może być trwałe tylko jeżeli zlikwiduje się inne wolności i rządy prawa.
A zatem, wyrażenie „demokratyczny socjalizm”, jeżeli się trzymać pierwotnego znaczenia słowa „socjalizm”, ma tyle sensu, co „wegetariańska hiena”. Są tacy, którzy manipulują pojęciem socjalizmu, mówiąc np.: „socjalizmu nie było w ZSRR, a jest w Szwecji”. Tylko że w Szwecji mamy dużo więcej własności prywatnej niż obecnie w Polsce. Jeżeli zaś socjalizm definiujemy nie przez własność państwową, a przez duże wydatki socjalne, to wszystkie kraje Zachodu byłyby socjalistyczne, bo wszystkie (Polska też) mają bardzo duże wydatki socjalne. Można więc powiedzieć, że jeśli ktoś kocha demokrację, a nie lubi kapitalizmu, to niech pokocha kapitalizm miłością zastępczą.
*
Socjalizm, czyli zniesienie wolności gospodarczej – i w konsekwencji wszystkich linii wolności i rządów prawa – był skrajnym przypadkiem ataku na wszystkie ustrojowe fundamenty liberalnej demokracji. Ale wiemy – i znamy to z bliska – że są mniej drastyczne, choć bardzo niebezpieczne przypadki ataku na liberalną demokrację. Mam tu na myśli sytuacje, gdy po wolnych wyborach dochodzi do głosu partia, która nie traktuje siebie jako lokatora w państwie, ale jako jego właściciela. Najgorszym elementem takiego dążenia jest próba przejęcia aparatu wymiaru sprawiedliwości (policji, prokuratury, sądów), bo jeżeli będzie przejęty, to przestaje oczywiście być aparatem sprawiedliwości, tylko staje się aparatem bezprawia. Nie ma żadnej trwałej demokracji z upartyjnionym wymiarem sprawiedliwości. Wszystkie dyktatury opanowywały wymiar sprawiedliwości.
*
Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że jest naszym moralnym obowiązkiem, jest sprawą honoru, by skutecznie odwrócić złe przemiany w Polsce, żeby skutecznie powiedzieć NIE moralnemu i ustrojowemu złu, które pojawiło się na szczytach polskiego państwa. Wierzę, a jestem człowiekiem, który stara się opierać na empirii, że jest wielka szansa na zwycięstwo w tym zadaniu, jeśli tylko będziemy lepiej zorganizowani, bardziej skonsolidowani i bardziej profesjonalni. Wielkie cele wymagają dobrej organizacji i wysokiego profesjonalizmu
Artykuł ukazał się również na łamach dziennika Rzeczpospolita.