Forum Obywatelskiego Rozwoju

2009-02-09
Rynek walutowy: Wielki ekonomista Milton Friedman mylił się, wróżąc euro krótką przyszłość. Wspólna waluta w okresie zawirowań stała sie tarcza obronną.

Milton Friedman, jeden z najwybitniejszych badaczy pieniądza oraz zagorzały przeciwnik interwencji państwa w gospodarkę, zmarły w 2006 r. znany był ze swoich trafnych zazwyczaj przepowiedni. Jednak w przypadku euro chybił dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy wieścił, że euro nie pojawi się w obiegu w ogóle, a jednak się pojawiło (w 1999 r. w obrocie bezgotówkowym jako jednostka rozliczeniowa). Drugi raz, kiedy przewidywał, że wspólna europejska waluta zakończy swój żywot najdalej za dziesięć lat. Dziesięć lat minęło w tym roku, a euro funkcjonuje i świętuje swą kolejną rocznicę. Co więcej, wspólnej walucie przybywa zwolenników. Słowacja, która przyjęła euro 1 stycznia tego roku, jest już 16. krajem używającym europejskiego pieniądza. W kolejce ustawiają się następni, w tym Polska.

Obecny kryzys finansowy odgrzał ciągnące się od dawna spory o to, czy euro przetrwa, czy też czeka je rychły zgon. Padają odwołania właśnie do słów Friedmana, który w 1999 r. ostrzegał, że prawdziwym testem przywiązania Europy do europejskiego pieniądza będzie pierwsze poważniejsze załamanie gospodarcze. Z takim załamaniem mamy do czynienia właśnie teraz, ale jego skutki są odwrotne do tych, które przewidywał Friedman. Można spokojnie stwierdzić, że euro sprawdza się w czasach kryzysu. Więcej – ono udowadnia, że jest prawdziwą tarczą obronną w tych niepewnych czasach. Dodajmy jednak, że wraz z upływem czasu Friedman łagodził stopniowo swoje zdanie na temat euro. Obserwując eksperyment z europejskim pieniądzem mówił, że przyczynia się on istotnie do wzrostu wymiany handlowej między krajami.

Początkowo przewidując niepowodzenie eksperymentu z euro, Friedman wskazywał przede wszystkim na ogromne zróżnicowanie kulturowe i językowe krajów Unii Europejskiej w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi i związaną z tym małą mobilność mieszkańców Europy. Badania pokazują, że migracje pracowników pomiędzy poszczególnymi stanami są aż 27 razy większe niż pomiędzy krajami strefy euro. Również brak dyscypliny budżetowej niektórych państw członkowskich i konflikty ekonomicznych interesów mogą zagrozić europejskiej walucie. Państwa takie jak Francja, Niemcy i Włochy destabilizują wspólny pieniądz, zwiększając wydatki budżetowe, łamią po raz kolejny zasady paktu stabilizacji i wzrostu, zadłużając się powyżej dozwolonych norm. W przypadku wstrząsów gospodarczych dotykających odmiennie poszczególne państwa bank centralny zareagowałby inaczej w każdym z krajów. Ponadto istotną przeszkodą na drodze do sprawnego funkcjonowania europejskiego pieniądza są sztywne przepisy tłumiące poszczególne gospodarki europejskie, w tym stosunkowo mała giętkość cen i płac. I ostatecznie przyjęcie euro pozbawia poszczególne kraje pożytecznego mechanizmu ? płynnych kursów walutowych ? czyli korygowania i dostosowania się do szoków gospodarczych, które dotykają poszczególne kraje w odmienny sposób. Przyjęcie euro pozbawia pojedyncze kraje tego mechanizmu, uniemożliwia także podjęcie interwencji przez bank centralny na danym rynku walutowym, gdy zachodzi taka potrzeba.

W niespełnieniu tych czynników Friedman upatrywał niepowodzenia eksperymentu z euro. Tymczasem euro żyje i sprawdza się w czasach kryzysu. Żaden z krajów nie wykazuje najmniejszej skłonności do porzucenia euro. Za to kraje, które były w stosunku do niego raczej sceptyczne, zaczynają o nim myśleć coraz cieplej. Mowa o Danii i Szwecji. Kraje takie jak Włochy i Hiszpania zdają sobie sprawę, że gdyby nadal ich walutami były lir i peseta, przeżywałyby obecnie okres odpływu kapitałów. Rozumieją doskonale, że musiałyby się dziś przeciwstawiać tradycyjnemu kryzysowi walutowemu. Zatem doceniają stabilność i bezpieczeństwo, które daje im przynależność do strefy euro. Zaczyna rozumieć to także polski rząd, spoglądając na wahania polskiego złotego, który w ciągu kilku miesięcy zdążył się osłabić o ponad 30 proc.

W przypadku pozostawania Polski poza strefą euro, wahania kursu złotego, wywołane przez gwałtowne przepływy kapitału portfelowego, mogą być źródłem destabilizujących wstrząsów dla polskiej gospodarki. Innymi słowy, poziom kursu złotego nie zawsze będzie odpowiedni z punktu widzenia stanu gospodarczej koniunktury w Polsce. Ten problem dotyczy także innych krajów, szczególnie tych traktowanych jako rynki wschodzące. Jednak Friedman zdecydowanie doradzał przyjęcie euro właśnie małym krajom z Europy Środkowej. Przekonywały go do tego mocne powiązania handlowe z krajami strefy euro oraz wciąż krótka historia stabilności makroekonomicznej, w tym niskiej inflacji i silnego niezależnego banku centralnego. A Europejski Bank Centralny zyskał reputację prawdziwego strażnika europejskiego pieniądza. Euro jest pieniądzem stabilnym, a bank – chroniony statutowo zagwarantowaną niezależnością oraz mandatem, nakazującym mu skupianie się na utrzymywaniu stabilności cen – jest chroniony przed zakusami polityków.

Choć euro okazuje się stabilną walutą, to tempo wzrostu gospodarczego w krajach, które je wprowadziły nie jest imponujące. Czy jednak euro jest przyczyną niskiego tempa rozwoju? Nie. Główną przyczyną stagnacji np. w Niemczech, Francji i Włoszech nie jest wspólna waluta, lecz brak reform strukturalnych, które hamują wzrost gospodarczy. Kraje te cechują się wysokim udziałem wydatków publicznych w PKB, dużą biurokracją krępującą przedsiębiorczość, restrykcyjnymi regulacjami na rynku produktów i niską elastycznością rynku pracy. Niemcy i Francja płacą społeczną cenę za zaniechanie w przeszłości reform, które rozszerzyłyby zakres wolnego rynku i uzdrowiły finanse publiczne. Natomiast Wielka Brytania korzystała przez długie lata z trudnych wolnorynkowych reform Margaret Thatcher, podtrzymywanych generalnie przez Partię Pracy Tony?ego Blaira. W rezultacie, gospodarka brytyjska cieszyła się długookresowym wzrostem gospodarczym, niską inflacją i wysokim poziomem zatrudnienia. Również Szwecja, po kryzysie z początku lat 90., jest krajem o elastycznym rynku pracy i ma bardziej niż Niemcy i Francja ustabilizowane finanse publiczne. W krajach o niskim tempie wzrostu gospodarczego euro stało się wygodnym kozłem ofiarnym. W rzeczywistości jednak przyczyną stagnacji tych gospodarek nie jest wspólna waluta, lecz brak wysiłku reformatorskiego ze strony ich rządów i parlamentów.

Sam Friedman stawiając argumenty przeciwko wspólnej walucie miał do przekazania głębsze przesłanie, a mianowicie pytanie o rzeczywiste pochodzenie bogactwa danego kraju.

Bogactwo narodu nie bierze się z koloru farby nadrukowanej na papierze znajdującym się w obiegu. Pisał, że pieniądz, mimo iż spełnia niezmiernie pożyteczną funkcję ekonomiczną, jest jednak także zasłoną, za którą kryją się ?prawdziwe? siły przesądzające o bogactwie narodu, takie jak możliwości jego obywateli, ich pracowitość i pomysłowość, zasoby, jakimi dysponują, sposoby ich politycznego i ekonomicznego zorganizowania itp. I właśnie w tych siłach tkwi potencjał poszczególnych krajów. Odblokowanie go prowadzi do wzmocnienia fundamentów rozwoju. Sam pieniądz jest jednak tylko pochodną jakości systemu instytucjonalno-prawnego, który albo wzmacnia rozwój, albo niweczy wysiłek obywateli danego kraju.

Dostępne badania pokazują, że korzyści z przyjęcia euro przewyższają koszty, a więc waluta ta stanowi dodatkową dźwignię, której zastosowanie prowadzić będzie do przyśpieszenia wzrostu gospodarczego. A szybszy wzrost gospodarczy w przypadku Polski oznacza szybsze doganianie przez nią bogatych krajów strefy euro w wysokości dochodu na mieszkańca. Dlatego warto po nią sięgnąć. Wydaje się, że to samo zalecałby nam dzisiaj sam Milton Friedman. Podkreślmy jednak – po przeprowadzeniu wspomnianych odważnych reform wolnorynkowych, głównie reformy finansów publicznych oraz uelastycznienia rynku produktów i rynku pracy.