"Skutecznie promujemy wolność"

EN

2021-09-09

Więcej wolnego rynku czy więcej rządu? Jak wzmocnić rozwój gospodarki po pandemii?

Pandemii COVID-19 towarzyszyły bezprecedensowe interwencje państwa – od ograniczeń podstawowych wolności jednostek, po znaczny wzrost wydatków publicznych, m.in. w celu zrekompensowania firmom skutków zamknięcia gospodarki. W dyskusjach na temat odbudowy po kryzysie często słyszymy o potrzebie pobudzenia gospodarki. Rozumie się przez to zwykle zwiększenie interwencjonizmu państwa i dalszy wzrost wydatków publicznych.

W rzeczywistości jednak o rozwoju gospodarczym decyduje prywatna przedsiębiorczość w ramach wolnego rynku. To kraje o większej wolności gospodarczej w długim okresie rozwijają się szybciej. Państwo może dać krótkotrwały impuls do wzrostu, ale odbędzie się to kosztem obniżenia potencjału gospodarki w przyszłości. Potrzebujemy więc szeroko zakrojonej deregulacji – wyeliminowania przepisów krępujących firmy, denacjonalizacji państwowych molochów i uproszczenia systemu podatkowego.

W styczniu 2020 roku z pewnym niepokojem przyglądaliśmy się relacjom na temat pojawienia się w Chinach nowego koronawirusa. Problem jednak wydawał się odległy i niewiele osób w Polsce czy na Zachodzie spodziewało się tego, co nastąpiło później. W lutym sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej poważna we Włoszech, uświadamiając zagrożenia związane z rozwijającą się pandemią również mieszkańcom Europy. Niepewność towarzysząca zachodzącym wówczas zjawiskom przyniosła w ostatnim tygodniu lutego poważne spadki na giełdach, również w Polsce, gdzie obejmujący wszystkie spółki WIG spadł łącznie o ponad 14% (później, po kilkudniowym uspokojeniu w pierwszych dniach marca, nadeszły następne spadki – o kolejne 25%).

Marzec przyniósł pierwsze w Polsce obostrzenia. 12 marca 2020 roku zamknięto placówki oświatowe i szkoły wyższe, 13 marca wprowadzono ograniczenia w funkcjonowaniu galerii handlowych, zakaz podawania przez restauracje posiłków na miejscu oraz zamknięto siłownie, baseny, kluby taneczne, kluby fitness, muzea, biblioteki i kina. Od 24 marca wprowadzono ograniczenia w przemieszczaniu się poza celami bytowymi, zdrowotnymi i zawodowymi. Tydzień później rząd zamknął hotele, zakłady fryzjerskie, kosmetyczne oraz salony tatuażu i piercingu (poza tym także wielkopowierzchniowe sklepy budowlane, ale tylko w weekendy), zakazano również wstępu na tereny zielone, jak parki czy lasy.

Polska nie była – oczywiście – jedynym krajem, który zdecydował się na lockdown, ale wprowadzone przez polski rząd ograniczenia należy ocenić na tle innych krajów Unii Europejskiej jako relatywnie surowe. Według skali The Oxford COVID-19 Government Response Tracker w okresie od początku kwietnia do końca maja polskie restrykcje zostały ocenione na 83,3 pkt (na 100 możliwych). Wynik ten plasował Polskę na 10. miejscu w UE przy średniej unijnej na poziomie ok. 80 pkt.

Skutkiem wprowadzanych na całym świecie ograniczeń (a także niewynikającej z państwowego przymusu zmiany zachowań po stronie obywateli) było załamanie gospodarki. Polska doświadczyła pierwszej od czasów transformacji recesji (przyczyną tej z początku lat 90. było bankructwo socjalizmu). Mimo że przez pierwsze dwa kwartały polski PKB spadł aż o 9,1%, to na tle innych krajów załamanie było niewielkie. Unijna gospodarka skurczyła się o 14%, a w krajach najbardziej dotkniętych przez towarzyszący pandemii kryzys spadek oscylował wokół 20%.

Pełna treść publikacji znajduje się w pliku do pobrania poniżej.


Kontakt do autorów:

Sławomir Dudek, główny ekonomista FOR
[email protected]

Marcin Zieliński, ekonomista FOR
[email protected]