"Skutecznie promujemy wolność"

EN

2009-06-16

Rozmowa z Andrzejem Rzońcą: "Podatki muszą w Polsce wzrosnąć" Dziennik Finansowy The Wall Street Journal Polska

Dziennik Finansowy The Wall Street Journal Polska ">Rozmowa z Andrzejem Rzońcą: Dziennik Finansowy The Wall Street Journal Polska " title="Rozmowa z Andrzejem Rzońcą: "Podatki muszą w Polsce wzrosnąć" Dziennik Finansowy The Wall Street Journal Polska ">

Wywiad został opublikowany 16 czerwca 2009 r. w Dzienniku Finansowym The Wall Street Journal Polska.

DARIUSZ STYCZEK: Po pięciu miesiącach roku deficyt budżetowy został zrealizowany w 90,2 proc. Co to oznacza? Musimy szybko nowelizować ustawę budżetową?

ANDRZEJ RZOŃCA, WICESZEF FOR: Jeśli nowelizacja budżetu jest paląca, to przede wszystkim ze względu na ustawy, które powinny jej towarzyszyć. Te ustawy powinny, z jednej strony, zahamować wzrost wydatków sztywnych budżetu, a z drugiej zwiększyć jego dochody. Nowelizacja budżetu sprowadzałaby się do zwiększenia deficytu. Rząd nie próbowałby kształtować rzeczywistości, a biernie by się jej poddawał. Nie byłby to najlepszy sposób na zarządzanie kryzysem.

Czy taki wysoki deficyt jest ewenementem?
Wysoki deficyt dopiero zobaczymy. Na razie wysokie jest zaawansowanie planowanego deficytu, ale ponieważ samą kwotę deficytu ustalono na niskim poziomie -jeśli porównać go np. do 30-miliardowej PiS-owskiej ?kotwicy" - nie można mówić, że mamy do czynienia z jakimś ewenementem. Ale wpływy do budżetu rzeczywiście wyglądają bardzo źle.

Jakie zmiany należałoby wprowadzić do budżetu na ten rok?
Powinniśmy zacząć od szukania oszczędności w wydatkach. Nie obejdzie się pewnie też bez podno-szenia podatków i parapodatków. Ostatnią rzeczą powinno być zwiększenie deficytu. Wiara, że wygramy z USA, Wielką Brytanią czy Niemcami w konkurencji o pieniądze inwestorów, jest obarczona sporym ryzykiem. A jeśli rząd będzie chciał więcej pożyczać w kraju, to zupełnie odetnie od kredytu firmy i gospodarstwa domowe.

Pana zdaniem jak wysoki będzie tegoroczny deficyt?
Ekonomiści prześcigają się w pesymistycznych szacunkach. Ja do tego wyścigu nie chcę stawać. Wszystkie szacunki bazują bowiem na założeniu, że rząd będzie bezczynnie przyglądał się, jak rośnie deficyt, w co ja wciąż wolę nie wierzyć. Pytanie o wysi >k( >ść tegorocznego deficytu jest w gruncie rzeczy pytaniem o odpowiedzialność. Bez pomocy opozycji nie da się odrzucić weta prezydenta, a bez zmian innych ustaw niż ustawa budżetowa nie da się poprawić stanu finansów państwa. Wydatki, w których można byłoby szukać oszczędności poprzez zmianę ustawy budżetowej, której prezydent nie może zawetować, to zaledwie 80 mld zł. Co gorsza, w tych 80 mld dużą część stanowią środki na programy współfinansowane przez UK. Oszczęd-nością które można było znaleźć, rząd zapowiedział zimą. Trzeba mieć świadomość, że bez podwyżek podat-ków się nie obejdzie, jeśli nie chcemy eksplozji zadłużenia państwa. Ważne, aby dopilnować, żeby te podwyżki podatków obowiązywały tylko w okresie spowolnienia.

Czy założenia makro do budżetu na 2010 r., czyli PKB 0,5 proc. i inflacja 1 proc, są optymi-styczne czy umiarkowane?
Są bardziej ostrożne niż w wiosennej prognozie Komisji Europejskiej, którą wówczas uznano za pesymistyczną. Można więc mieć nadzieję, że tych założeń nie trzeba będzie już rewidować w dół. Wszystko zależy od tego, czy nasza gospodarka nie doświadczy wstrząsu - ot, chociażby odpływu kapitału na skutek niewypłacalności któregoś z rynków wschodzących.

W 2010 r. będziemy mieć większy deficyt od tegorocznego?
 Jeśli chodzi o cały sektor finansów publicznych, który obejmuje nie tylko budżet państwa, ale także fundusze pozabudżetowe, różnego. rodzaju agencje oraz samorządy, to przekroczyliśmy 3 proc. PKB, i to znacząco, już w ubiegłym roku. W tym roku zbliżymy się do 5 proc. PKB, a w przyszłym może być jeszcze gorzej, i to pomimo determinacji rządu do hamowania wzrostu deficytu. Nie może być inaczej, skoro w 2006 r., czyli u szczytu koniunktury, deficyt, sięgał niemal 4 proc. PKB.
Zamiast przygotowywać finanse publiczne na spowolnienie, uchwalano wtedy (i w następnym roku) ustawy, za które teraz przychodzi płacić. Wprowadzono m.in. becikowe, odłożono ograniczenie uprawnień do wcześniejszych emerytur, przywrócono coroczną waloryzację rent i emerytur o wskaźnik inflacji, zlikwidowano tzw. stary portfel emerytalny, czyli podniesiono świadczenia osobom, a także radykalnie podwyższono płacę minimalną. Zatem z jednej strony zwiększano wydatki państwa, a z drugiej zmniejszano jego dochody - obniżono składkę rentową, wprowadzono dwie stawki PIT oraz ulgę na dziecko.